MOTO BIESZCZADY 2016
Nadszedł upragniony 2. czerwca 2016 roku.
Na zbiórkę o godzinie 7.00 rano stawiło się 12 maszyn, po drodze w miejscowości Ujazd dołączył Darek a dwa kolejne motocykle miały dojechać na miejsce pierwszej atrakcji Miedziana Góra- tor wyścigowy Kielce.
Razem z Michałem obawialiśmy się jazdy w tak dużej grupie motocykli, więc ustaliliśmy kilka podstawowych zasad:
1.niezajeżdżanie drogi,
2.sygnalizowanie zmiany kierunku ruchu,
3. zachowanie odpowiedniej odległości między motocyklami i jazda na mijanego.
Tuż przed wyjazdem zakupiliśmy intercomy SCALARIDER PACTALK, które zdecydowanie usprawniają jazdę. Dlaczego? Dajmy na to prowadzący dowiaduje się od „pasterza” czyli osoby zamykającej grupę, że dwie maszyny zostały na światłach. Oznacza to, że pozostali zatrzymują się w odpowiednim miejscu i oczekują na dołączenie zbłąkanych owieczek do stada.
Mieliśmy również blocker-ów, czyli osoby blokujące skrzyżowania Kuba –szalony , Cezary i Łukasz. Dzięki Nim pokonywaliśmy skrzyżowania bardzo sprawnie, a grupa trzymała się razem.
I tak oto docieramy na tor wyścigowy w Miedzianej Górze.
Pierwsza kawa z widokiem na tor, a oto naszym oczom ukazują się piękne sportowe LAMBORGINNI, FERRARI, SUBARU i MITSUBISHI! Po krótkim odpoczynku i zrobieniu zdjęć ruszamy w dalszą drogę w kierunku kopalni soli w Wieliczce.
Po jakimś czasie zostajemy zatrzymani przez policję, która nakazuje całej grupie zjechać na wyłączony z ruchu odcinek jezdni. Wszyscy musimy przygotować dokumenty do kontroli- a ja informuję stróżów prawa o celu i kierunku naszej podróży. Panowie policjanci dziękują i tłumaczą, że kontrola jest związana z wizytą w Polsce klubu motocyklowego HELLS ANGEL …
Po wykonaniu pamiątkowego zdjęcia z Policją ruszamy dalej. Około 40. kilometrów przed Wieliczką złapała nas ulewa i tak już do samej kopalni jechaliśmy w strugach deszczu. Kopalnia Soli zrobiła na nas ogromne wrażenie. Przewodnik opowiedział nam historię o powstaniu kopalni, o ciężkiej pracy jaką wykonywali górnicy. Zobaczyliśmy długie korytarze oraz olbrzymich rozmiarów sale które miały swoje nazwy. Wyjazd ciemną, ciasną windą na powierzchnię co niektórym niósł ulgę, a wszystkim nadzieję, że pogoda uległa poprawie. Niestety nie dziś.
Ruszamy więc dalej w stronę Gliczarowa Górnego, gdzie czeka na nas Marysia z gorącą kolacją i wspaniałym noclegiem. Wspólna kolacja i wymiana wrażeń z trasy wzmocniła dobre nastroje w grupie
Trzeci dzień czerwca wita nas pięknym porankiem. Ostatnie tankowanie w Polsce i przekraczamy granicę. Udajemy się najpierw do Słowackiego Parku Narodowego RAJ aby zwiedzić jaskinię lodową. Piękna ścieżka, dużo zakrętów, wspaniałe widoki i „młodzi gniewni”, którzy co rusz wyrywają się do przodu, aby poszaleć na słowackich winklach.
Gdy dojeżdżamy do nich widać banany na twarzach, czyli radość i frajdę z jazdy. Dojeżdżamy do parkingu przed parkiem i niespodzianka - trzeba kilkaset metrów wspinać się pod stromą górę, tak więc jako pomysłodawca wycieczki postanawiam czym prędzej oddalić się od grupy i ruszać przodem, aby uniknąć ostrych komentarzy. Wędrówkę pod górę i wysoką temperaturę zrekompensowała nam przepiękna lodowa jaskinia w której panowała cisza i przyjemny chłód, co tworzyło niesamowitą atmosferę.
Czas ruszać dalej w kierunku Bieszczad. Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Spiska gdzie na wzgórzu mieści się ogromne zamczysko. Kilka wspólnych zdjęć i ruszamy do Bystrego , tj. około 150 kilometrów.
Niestety dla niektórych nadszedł czas tankowania. Tymczasem na niebie ciężkie chmury i potężna ulewa- czyli ubieramy się w stroje przeciwdeszczowe i startujemy.
Jadąc w deszczu zwalniamy aby zachować bezpieczeństwo.
Ostatni postój na Słowacji to przede wszystkim małe zakupy (śliwowica Darka) i miło żegnamy te piękne drogi oraz górskie serpentyny.
Wjeżdżamy do Polski, a tu stacji benzynowej ani widu ani słychu.
Szalony Kuba zgasił motocykl i ani rusz go odpalić, czyli znak, że jechał już na ostatnich oparach. Błyskawiczna akcja „kto ma najwięcej w baku”? Okazuje się, że nasz „policjant” czyli Sławek ujeżdzający Yamahe FJR ratuje młodszego kolegę z fazerka. Kuba poszukuje „tubylców” w celu zdobycia choćby kawałka wężyka, którym upuści życiodajnego płynu dla swojej FZ6. Maszyna odpala od strzała i dojeżdżamy do Ośrodka Wypoczynkowego „BYSTRE”. Wspólna kolacja i wieczorne pogawędki nie mają końca.
Jedni zwiedzają okolicę i przyłączają się do imprezy integracyjnej firmy TNT, co sprawiło, że następnego dnia już w niepełnym składzie spotkaliśmy się na śniadaniu…
W trakcie posiłku Kuba podchodzi i oświadcza, że jego fazerek ma kapcia. Oczywiście grupa przygotowana na takie akcje, zestaw naprawczy sprawdził się już nie raz. Specjalny sznurek i nabój z CO2 i po 5 minutach oponka zrobiona.
Trzymamy się planu i jedziemy zwiedzić zaporę wodną na Solinie.
Jest piękna, słoneczna pogoda, więc postanowiamy zadbać o nasze rumaki i zafundować im kąpiel. Niestety chwila nieuwagi, małe potknięcie i parkingowa gleba Sławka… Bilans: urwane lusterko i troszkę nerwów. Ale od czego ma się przyjaciół?
Błyskawiczna decyzja pasterza (CIACHA) o zakupie super mocnego kleju, taśma klejąca od Krzysia i lusterko po paru chwilach jest już na swoim miejscu. Jedziemy dalej…
Docieramy nad Solinę- zwiedzamy zaporę i podejmujemy wspólną decyzję odnośnie rejsu statkiem po zbiorniku wodnym. Wspólne zdjęcia z Kapitanem „okrętu” żarty i wiele śmiechu sprawiają że czas szybko mija. Po powrocie z rejsu, w restauracji z przepięknym widokiem na zaporę, zjedliśmy przepyszny obiad.
A po obiedzie złe przygody „ wracają do gry”.
Nasz Lider (Mariusz) był tak pozytywnie zakręcony, że zatrzasnął w kufrze kluczyki od motocykla. Sytuacja byłaby beznadziejna, gdyby nie przytomność umysłu jego pięknej żony Anety, która zawsze ma zapasowy egzemplarz w swojej torebce, co umożliwiło nam kontynuowanie jazdy w kierunku zakładu ślusarskiego. Fachowiec stwierdził, że nie ma sposobu na otwarcie tego zamka (GIVI MAXIA 56l). Niezastąpiony Ciacho podsuwa myśl, aby dostać się z drugiej strony czyli zdemontować 2 zawiasy. Geniusz! Zgrabna rączka Lidera wsuwa się do kufra i wyjmuje… kluczyki! Teraz już nic nas nie powstrzyma, przed dotarciem do słynnej bieszczadzkiej przystani motocyklowej.
Miłą atmosferą czuć już po przekroczeniu bramy wjazdowej tego fantastycznego miejsca. Właściciel – Marek - poprosił posiadaczy Yamahy FJR i pogratulował dobrego wyboru maszyny -sam kiedyś jeździł fujarką. Otrzymaliśmy pamiątkowe breloki z logo Bieszczadzkiej przystani motocyklowej, a Marek zaprasza nas do swojego fantastycznego domu, który tętni życiem motocyklistów z całej Polski i z zagranicy.
|
![]() |
![]() |
My zostawiliśmy naszą naszywkę z logo „motoontour”. Niesamowite wrażenie robią pokoje, w których stoją zaparkowane zabytki polskiej, czeskiej, niemieckiej myśli motoryzacyjnej.
Na terenie posesji jest kilka wiat motocyklowych, w których można zaparkować motor a nad każdą z nich jest miejsce gdzie można się przespać. Do dyspozycji są prysznice, toalety i klimatyczny bar, w którym toczą się opowieści motocyklistów przy pysznej kawie i nie tylko. Miło wspominamy pobyt u Marka, a naszą obecność tutaj zaznaczamy na olbrzymiej mapie, gdzie wszyscy obecni wpisali się na naszą wizytówkę, a ta zawisła zaznaczając naszą obecność.
Słońce zmierza ku zachodowi, więc pora wracać krętymi bieszczadzkimi drogami do naszego ośrodka w Bystrem, gdzie w chacie dymnej czeka na nas kolacja w postaci ogniska i grilla. Jest piwo, tańce i fantastyczna atmosfera!
![]() |
![]() |
Aż żal, że następnego dnia wracamy do domu i musimy pożegnać Bieszczady… Niektórzy z nas już deklarują, że tu wrócą na drugą część wakacji (KONRAD, MISIEK i DAMIAN wraz ze swoimi towarzyszkami życia)!
Polecamy wszystkim tę trasę ! Były góry, zakręty i piękne widoki. Słońce i deszcz oraz około 1500 kilometrów frajdy.
Strach ma wielkie oczy! 16 maszyn, 26 osób – pestka!
Pozdrowienia dla wszystkich LWG
Zespół Motoontour